sobota, 10 grudnia 2016

"Jestem legendą" czyli futurystyczna wizja Nowego Jorku Francisa Lawrenca

            Zwykle, chcąc zapoznać się z jakąś ciekawą produkcją filmową, zwracam uwagę na tytuł, aktorów, którzy wcielili się w niej w poszczególne role czy też po prostu wybieram film, który polecili mi znajomi. Tym razem "Jestem legendą" zdecydowałam się zobaczyć ze względu na reżysera, którym jest Francis Lawrence- niesamowity producent, twórca ekranizacji znanej na całym świecie trylogii "Igrzyska śmierci", świetnego filmu "Woda dla słoni" czy też niesamowitego filmu, adaptacji komiksu "Hellblazer" pod tytułem "Constantine". 
             W "Jestem legendą", z gatunku sci-fi, w którym główną rolę odegrał Will Smith, Lawrence przedstawia historię naukowca, mężczyzny, który dla dobra ludzkości był zdolny poświęcić życie swoje, jak i własnej rodziny. W filmie jest rok 2009, cały świat obiegają nowe wieści na temat wynalezienia leku na raka. Niestety preparat, który miał pozwolić ludziom na uwolnienie się od jednej z najczęstszych przyczyn śmierci, staje się przekleństwem i prowadzi do zagłady. Lek bowiem zaczyna zabijać lub wywoływać u wielu osób przerażające skutki uboczne. Oglądając film, możemy zobaczyć jak zwykli mieszkańcy Nowego Jorku zamieniają się w krwiożercze istoty, agresywnie poszukujące swoich ofiar pod postacią innych, nieprzemienionych jeszcze śmiertelników. Odpornym na działanie wirusa okazał się lekarz wojskowy, specjalista od badań genetycznych, wirusolog- doktor Robert Neville. Poznajemy go jako jedynego niezarażonego mieszkańca wspomnianej wyżej amerykańskiej metropolii, która w przeciągu kilku miesięcy od wybuchu epidemii zamieniła się w istną dżunglę, opustoszałe miasto pokryte zielskiem, będące miejscem zamieszkania dzikich zwierząt i przeobrażonych w nieprzewidywalne kreatury ludzi, kryjących się w podziemiach. Jego jedyną pociechą, pamiątką po zmarłej córce i żonie jest pies, który towarzyszy mu w odbywanych codziennie "patrolach" po zmasakrowanym Nowym Jorku. Doktor poluje na dziką zwierzynę, odwiedza regularnie centrum łączności, mając nadzieję, że uda mu się nawiązać łączność z innymi ludźmi, którzy podobnie jak on są odporni na działanie wirusa- niestety bez skutku. W swoim domu natomiast prowadzi skrupulatne badania na szczurach, oceniając działanie tworzonego leku przeciwko strasznej epidemii. To także okazuje się mało prawdopodobne do zrealizowania. Nie mając kontaktu z nikim innym oprócz własnego psa lekarz znajduje się na skraju załamania nerwowego. Ciężko jest mu żyć samemu, dlatego tworzy dla swojego mózgu iluzję normalnego życia. Stara się nie myśleć zbyt intensywnie o zagładzie, która ogarnęła ludzkość, w bibliotece ustawia manekiny, do których mówi jak gdyby rozmawiał ze starymi znajomymi, cały czas jednak intensywnie skupia się na pracy, którą dokumentuje, nagrywając krótkie filmy na kamerze, przedstawiające wyniki przeprowadzanych doświadczeń. Po kilkudziesięciu minutach filmu mamy do czynienia z nagłym zwrotem akcji. Pies głównego bohatera gubi się podczas jednej z "przechadzek" po miejskiej dżungli. Zmusza to doktora do zawędrowania do jednego z podziemi, w których, jak można się domyśleć, nie czyhają na niego przyjaciele. Dalej akcja filmu zaczyna toczyć się w zawrotnym tempie. Widz może zobaczyć, co rzekome lekarstwo na raka uczyniło z rasą ludzką.  Czy doktorowi uda się stawić czoła ludzkim potworom? Czy znajdzie antidotum? Czy uratuje siebie i potomnych? Odpowiedzi na te pytania znajdzie każdy, kto zdecyduje się usiąść przed telewizorem i poświęcić czas na zapoznanie się z tym dziełem filmowym.
        "Jestem legendą" to nieco przerażający film, uświadamiający człowiekowi, że postęp naukowy, rozwój medycyny nie zawsze jednak jest równoznaczny z sukcesem i korzyściami dla społeczeństwa. Lek, który miał pozbawić ludzi trosk o zdrowie, uratować tysiące umierających na nowotwory, stał się przekleństwem i źródłem samego nieszczęścia,  autodestrukcji ludzi. Produkcja ta, według mnie, fenomenalnie ukazuje wizję wyniszczonego epidemią futurystycznego Nowego Jorku. Daje na pewno wiele do myślenia i skłania do refleksji nad naszymi działaniami dotyczącymi rozwoju technologii, nauki  i przyszłością, która jest tylko i wyłącznie w naszych rękach. 

Will Smith w roli doktora Roberta Neville'a


Zdjęcia pochodzą kolejno ze stron: 
http://paradoks.net.pl 
http://www.wp.pl 





niedziela, 4 grudnia 2016

"Chłopiec w pasiastej piżamie"- recenzja poruszającego filmu Marka Hermana

       Jakiś czas temu udało mi się trafić w telewizji na niesamowity film w reżyserii Marka Hermana, który trwale zapisał się w mojej pamięci i odcisnął znaczące piętno na moim sercu, a także sposobie pojmowania cierpienia, które towarzyszyło ludziom nieprzerwanie przez sześć lat drugiej wojny światowej. Film pod tytułem "Chłopiec w pasiastej piżamie" (w oryginale "Boy in the Striped Pyjamas") to niezwykła produkcja ukazująca w nadzwyczaj wzruszający sposób historię dwóch małych chłopców pochodzących tak naprawdę z dwóch innych rzeczywistości, między którymi zawiązała się silna więź prawdziwej, dziecięcej przyjaźni. Jeden z nich to ośmioletni Bruno, mieszkający w Berlinie ze swoimi rodzicami i starszą siostrą. Ojciec chłopca dostaje awans, który zmusza niemiecką rodzinę do wyprowadzenia się na wieś. Mały Bruno z niechęcią opuścił duże miasto, nie chciał rozstawać się ze swoimi kolegami. Na wsi poznaje nauczyciela historii, który zaczyna wpajać mu ideologię wyznawaną przez nazistów. Ojciec Bruna bowiem to gestapowiec, bezwzględny niemiecki oficer, który dostał rozkaz rozbudowy obozu koncentracyjnego. Chłopiec nie może przyzwyczaić się do nowego życia. Pewnego razu z okna domu udaje mu się uchwycić wzrokiem coś przypominającego malcowi "farmę". W rzeczywistości jednak był to wspomniany obóz koncentracyjny, gdzie za drutem kolczastym w bestialski sposób rodziciel Bruna torturował biednych, niewinnych ludzi. Któregoś razu chłopiec postanawia zbliżyć się do tego miejsca i pod niewiedzą matki wymyka się w tym celu z domu. Za ogrodzeniem dostrzega swojego rówieśnika ubranego w piżamę niebiesko-białe paski o smutnym wyrazie twarzy. Okazuje się, że chłopiec ten ma na imię Szmul i jest Żydem, a także więźniem obozu zagłady prowadzonego między innymi przez ojca Bruna, który tylko z pozoru wydaje się być kochającym mężem i ojcem dwójki dzieci. Dwójce, tak różnych dzieci, nie przeszkadza jednak ani drut kolczasty, ani inne różnice ideologiczne czy też społeczne, od razu obdarzają siebie sympatią, zaufaniem. Bruno zdaje sobie sprawę, że nie wolno mu spotykać się ze swoim nowym przyjacielem, ale nie jest w stanie go zostawić, ich nić porozumienia jest na tyle silnie, że bogaty chłopiec postanawia zrezygnować z własnego ubrania, przyodziewając zwykłą pasiastą piżamę, czapkę i numer oraz zgadza się nawet pomóc Szmulowi w odnalezieniu jego ojca. Bruno przekracza granicę dzielącą go od miejsca, o którym tak często myślał i w którym tak bardzo chciał się znaleźć, aby móc robić cały dzień to samo, co jego żydowski kolega. Niestety robi to w najmniej odpowiednim, najgorszym czasie... 
         Ciężko jest mi pisać o filmie, który wywołał u mnie tak duże wzruszenie. Historia dwóch chłopców, okrucieństwa wojny, ciężkich czasów, w których przyszło żyć głównym bohaterom filmu, bardzo mnie dotknęła i odcisnęła na moim sercu znaczące piętno. Nie sposób przejść obojętnie obok tak wyjątkowej produkcji. W rolach głównych świetni aktorzy Vera Farmiga i David Thewlis, tytułowego chłopca w pasiastej piżamie zagrał Jack Scanlon, a w rolę Bruna wcielił się Asa Butterfield. Film ten polecam wszystkim miłośnikom produkcji przedstawiających trudny okres II wojny światowej, a także osobom wrażliwym na krzywdę, cierpienie ludzkie. 

Jack Scanlon jako Szmul
Vera Farmiga w roli matki i Asa Butterfield jako Bruno


                                               Zdjęcia pochodzą z serwisu filmweb.pl