sobota, 28 stycznia 2017

Recenzja książki "Błękitny zamek" Lucy Maud Montgomery

            Jedną z moich ulubionych pisarek, z której dziełami miałam okazję zapoznać się już jako mała dziewczynka, jest Lucy Maud Montgomery. Autorka ta znana jest przede wszystkim z serii książek o rudowłosej Ani Shirley, ale warto wiedzieć, że napisała ona wiele innych, równie interesujących, powieści, zbiorów opowiadań. W tej recenzji chciałabym krótko przedstawić jedną        z mniej znanych dzieł pani Montgomery pt. "Błękitny zamek".
Akcja książki rozpoczyna się w przeddzień dwudziestych dziewiątych urodzin niejakiej Valancy Stirling. Rodzina wciąż dokucza jej z powodu faktu, że do tej pory nie znalazła jeszcze swojego wybranka i nadal jest panną, podczas gdy wszystkie jej równieśniczki już od dawna mogą poszczycić się mianem szczęśliwych mężatek. Podczas każdego rodzinnego spotkania ciotki Valancy wypominają jej staropanieństwo, niezdecydowanie, często przywołując przy stole zawstydzające dziewczynę historie z jej dzieciństwa. Wszystko to sprawia, że młoda kobieta, zmęczona otaczającą ją rzeczywistością, ucieka w świat wyobraźni, wyimaginowaną krainę, w której czuje się najbezpieczniej. "Marzenia pomagały znieść otaczającą nudę i dawały nadzieję na przetrwanie nocy"- to jeden z cytatów pochodzących z książki, który doskonale oddaje sytuacje, w jakiej znajduje się główna bohaterka na początku powieści. Coś jednak nie daje Valancy spokoju, nie pozwola w pełni oddać się marzeniom. Są to bowiem uporczywe bóle serca. Młoda kobieta postanawia udać się do doktora Trenta i zasięgnąć porady w tej kwestii. Od niego dowiaduje się wstrząsających wieści- prawdopodobnie przeżyje jeszcze tylko jeden rok, gdyż jest nieuleczalnie chora na poważną chorobę serca. Dopiero wtedy główna bohaterka zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie ma już nic do stracenia, zawsze podporządkowywała się woli innych, robiła to, co jej kazano. Decyduje się zerwać                    z dotychczasowym uległym podejściem, posłuszeństwem wobec zgryźliwych członków rodziny, nieliczących się z jej uczuciami. Wreszcie w prawdziwym życiu, a nie tylko we własnej fantazji, poznaje prawdziwy smak wolności, przyjaźni, a także miłości. 
             "Błękity zamek" to przepiękna, wzruszająca opowieść o marzeniach, stereotypach, prawdziwej miłości, przyjaźni i umiejętności cieszenia się każdą, nawet najdrobniejszą, chwilą w życiu. To powieść ponadczasowa, to że napisana została w pierwszej połowie XX wieku nie ma absolutnie żadnego znaczenia, nadal trafia do młodych czytelniczek i świetnie się ją czyta. Polecam tę lekturę wszystkim tym, którzy- podobnie jak ja- zauroczyli się twórczością pani Montgomery po przeczytaniu opowieści o Ani Shirley, a także w pewien sposób utożsamiają się z główną bohaterką książki, też mają swój własny błękitny zamek, wyimaginowaną krainę, która pozwala im oderwać się czasem od szarej rzeczywistości i codziennych problemów. 
Źródło: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/3575/Blekitny-Zamek--Kolekcja-z-Zielonego-Wzgorza-tom-21---Lucy-Maud--Montgomery

sobota, 21 stycznia 2017

Kura czy jajko? Sprawa wiary- recenzja filmu "A Matter of Faith"

        Ostatnio miałam okazję obejrzenia niezwykłego filmu w reżyserii Richa Christiano "A Matter of Faith" (2014),
który skłonił mnie do głębszej refleksji nad sprawą wiary, właściwego pojmowania dzieła stworzenia Boga. Myślę, że film ten zainteresuje każdego odbiorcę, nawet tych, którzy nie są jeszcze pewni, jaką życiową ścieżką podążają.
Akcja dzieje się w jednym z amerykańskich miasteczek, gdzie pewna głęboko wierząca, chrześcijańska rodzina posyła na studia swoją córkę Rachel. Są to studia o profilu biologicznym,               a córka, rozpoczynając edukację na nowoczesnej uczelni, nie zdaje są jeszcze sprawy, jak bardzo zmienią się jej dotychczasowe przekonania za sprawą niejakiego profesora Marcusa Kamana, zagorzałego zwolennika teorii ewolucji i zdecydowanego przeciwnika kościoła. Napięcie wzrasta, gdy w obronie wartości chrześcijańskich postanawia stanąć ojciec głównej bohaterki, zaniepokojony ostatnim zachowaniem córki, jej stopniowym oddalaniem się od Boga. Bierze on udział w debacie pt. kreacjonizm vs ewolucja , w której to odważnie sprzeciwia się teorią głoszonym przez wykładowcę. Film, oprócz poruszania odwiecznego tematu sporu pomiędzy chrześcijanami a ateistami, zwraca również uwagę na ogromne znaczenie w życiu każdego człowieka przebaczania, miłowania swoich bliźnich, nawet tych, którzy w jakiś sposób nas skrzywdzili, przyczynili się do naszego nieszczęścia. Pielęgnowanie w sobie złości oraz żalu w niszczący sposób wpływa na nas samych. Produkcja ta przypomina inny znany film o tematyce religijnej o tytule "Bóg nie umarł". To polemika z ateizmem  
i ewolucjonizmem, która daje wiele do myślenia i zachęca ludzi, nie tylko tych wierzących, do respektowania siebie nawzajem oraz własnych, często bardzo odmiennych, opinii na różnorodne tematy, zwłaszcza te dotyczące sprawy wiary.
Bardzo polecam ten film szczególnie tym osobom, które czasem czują, że być może nie do końca dobrze rozumieją swoją religię, mają pewne pytania, na które nie uzyskali jeszcze odpowiedzi albo pragną umocnić swoją wiarę oraz żyć w zgodzie z samym sobą. 


Zdjęcia: http://www.amatteroffaithmovie.com

sobota, 14 stycznia 2017

Wizyta w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej "Elektrownia"

         Dnia 13 stycznia 2017 roku razem z klasą odwiedziliśmy Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej, nazywane przez mieszkańców miasta "Elektrownią". Mieliśmy okazję podziwiać wystawy niesamowitych obrazów, ciekawe eksponaty, sztukę nowoczesną ujętą w bardzo unikatowej formie. Szczególną uwagę zwróciłam na ekspozycję różnych flag europejskich, od której zaczęliśmy nasze zwiedzanie galerii. Flagi te nie były po prostu zwykłymi wywieszonymi kawałkami materiału. Razem stworzyły one prawdziwy, żywy obraz, pewną metaforę sytuacji politycznej na świecie, niejako sposób ich wykonania przywował mi na myśl historię poszczególnych krajów, realcje między nimi na przestrzeni ubiegłego stulecia, ale także ostatnich lat. Zainteresował mnie również bardzo oryginalny obraz, a w zasadzie barwny kolaż, wypełniający jedną ze ścian "Elektrowni". Został on stworzony z fragmentów gazet, różnorodnych wycinków. Pojedyncze elementy tego obrazu widujemy na co dzień, całość ta, odpowiednio zestawiona. stworzyła niesamowite dzieło sztuki nowoczesnej. Galeria ta może z początku zadziwiać, nie do końca jesteśmy w stanie od razu zrozumieć przesłanie autora danego obrazu, rzeźby. To nie zwykłe muzuem, w którym oglądamy olbrzymie obrazy oprawione w złote ramy. "Elektrownia" pokazuje modernistyczne spojrzenia na artyzm otaczających nas przedmiotów, świata. Kto by pomyślał, że z kilkudziesięciu odłamków szkła może powstać intrygujący obraz czy rozstawione namioty, tabliczki ze znaczącymi napisami, porozrzucane ubrania i koce mogą być artystycznym odzwierciedleniem obecnej sytuacji                    na graniacach wielu krajów europejskich? Serdecznie polecam odwiedzenie tego nietypowego miejsca wszystkim tym, którzy są ciekawi tego innego, nietuzinkowego spojrzenia na dzisiejszą rzeczywistość i są chętni do wnikliwszej refleksji nad nią.









Wszystkie powyższe zdjęcia są mojego autorstwa. 

niedziela, 1 stycznia 2017

Pół wieku temu- recenzja filmu "Szyfry" w reżyserii Wojciecha Hasa

            Ostatnio miałam okazję zobaczyć niesamowity film w reżyserii Wojciecha Hasa pod tytułem "Szyfry". W ramach spotkań organizowanych co miesiąc przez Klub Dobrego Filmu razem z klasą udało nam się obejrzeć tę produkcję, od premiery której minęło już ponad 50 lat (miała ona miejsce 25 grudnia 1966 roku). Film przedstawia perypetie Tadeusza, młodego emigranta z Polski, granego przez Jana Kaczmara. To dramat psychologiczny, więc podczas seansu należało być naprawdę skupionym, aby móc właściwe zinterpetować jego przesłanie. Akcja toczy się początkowo w Paryżu, a później w Krakowie i jego okolicach w pierwszej połowie lat 60. XX wieku. W filmie zamieszczono też sceny odwołujące się do drugiej wojny światowej, ale jedynie w formie onirycznych wizji. Tadeusz po przyjeździe do Krakowa postanawia podjąć wszelkie działania, jakie pomogą mu rozwikłać zagadkę śmierci jego syna Jędrka, który został zabrany przez gestapo, ale mimo że wojna dobiegła już dawno końca, ojciec nie dowiedział się, jak i gdzie zginął syn. Taduesz spotyka się ze swoim starszym synem Maćkiem, który wyznaje ojcu, że widział młodszego brata po aresztowaniu wiezionego na chłopskiej furmance. Do końca jednak zagadka śmierci Jędrka, który        w filmie został pokazany jedynie jako obiekt wizji swojego ojca, pozostaje nierozwiązana, jest jednym z tytułowych szyfrów. Klimat tej produkcji cechuje prawdziwa tajemniczość, podczas oglądania trudno oderwać wzrok, film bez wątpienia mocno wpływa na naszą psychikę i wrażliwość. 
     "Szyfry" to film na pewno wart obejrzenia. Gra aktorska odznacza się profesjonalizmem, natomiast sama historia intryguje i na długi czas nie pozwala o sobie zapomnieć. Film doskonale kreauje postać człowieka dotkniętego wojną, jej okrucieństwem, mimo że od jej zakończenia minęło już całkiem dużo lat. 




Zdjęcia pochodzą ze strony: http://rarefilm.net