niedziela, 30 kwietnia 2017

Recenzja filmu "Intruz" w reżyserii Andrew Niccola

                 Niejednokrotnie zadawałam sobie pytanie, czy w sytuacji inwazji kosmitów udałoby mi się przetrwać. Czy byłabym ostatnim człowiekiem na ziemi? Po obejrzeniu filmu „Intruz” utwierdzam się w przekonaniu, że człowiek jest w stanie zrobić wszystko, aby przeżyć. Nawet w obliczu totalnej zakłady wierzy i nadal będzie walczyć o swój świat. Wyniosły morał płynie z obrazu Andrew Piccola, jednak sam film pozostawia wiele do życzenia. Ekranizacja znanej, choć nie tak kultowej jak saga „Zmierzch”, powieści Stephenie Meyer miała być kinowym pewniakiem. Wyszło młodzieżowe kino z dużą dozą skomplikowanego romansu. Styl amerykańskiej pisarki jest bardzo charakterystyczny, ponieważ wplata ona w nierealne okoliczności wątek kompletnie zakazanej miłości. „Intruz” opowiada o uczuciach „prawie” zmarłej dziewczyny oraz kosmitki, która ma ponad 1000 lat…
Nie ziemi zapanował pokój i harmonia. Wszyscy są życzliwi, pomocni, nikomu nie doskwiera bieda, ani głód. No prawie nikomu, bo ziemia nie jest już tylko ludzką planetą. Została opanowana przez Duszę, które w ludzkich ciałach mogą swobodnie egzystować. Garstka człowieczej rasy, która przetrwała, ukrywa się i walczy o przetrwanie. Na każdym kroku czyhają bowiem Łowcy, których zdaniem jest poskramianie niepokornych Ziemian oraz wszczepianie im dobrotliwych Dusz. Melanie oraz jej brat Jamie przetrwali kolonizację. Tak samo jak Jared. Cała trójka żyje spokojnie, póki Tropiciele nie znajdują Melanie. Trafiona ona na stół, a jej ciało przejmuje Dusza, zwana Wagabundą. Dziewczyna nie poddaje się, pozostaje uwięziona w umyśle, ale z czasem przekonują przybysza z odległej planety, by pomógł je wrócić do rodziny. Wanda odnajduje grupę ludzi, a wśród niej również swoją prawdziwą miłość. Jednak nieustannie tropiona jest przez Łowczynię, która zamierzają dokończyć kolonizację.
           Film, tak samo jak książka, jest bardzo ekscentryczny, ale przez to również intrygujący. Hipnotyzuje widza i sprawia, że z zaciekawieniem i zapartym tchem ogląda go do końca. Polecam go zwłaszcza wszystkim fanom gatunku sci-fi. 




Źródło: filmweb.pl 

piątek, 21 kwietnia 2017

Dzień Żydowski- wyjątkowy happening

Dzisiaj uczestniczyłam w happeningu poświęconym kulturze i historii ludności żydowskiej "Początek Księgi IV" w ramach już 74. rocznicy powstania w getcie warszawskim. Na początku razme z klasą udałam się na plac po dawnej synagodze przy ul. Podwalnej, gdzie wysłuchaliśmy poezji żydowskiego poety, odczytaliśmy nazwiska żydów, którzy przebywali wówczas w radomskim getcie oraz złożyliśmy symbolicznie pod pomnikiem żółte kwiaty. Następnie poszliśmy do Resursy Obywatelskiej na otwarty wykład pana Mieczysława Szewczuka z cyklu "Kochanowski dla Radomia" pt. "Wobec Zagłady - ks. Stanisław Paciak i inni artyści polscy w zbiorach Muzeum Sztuki Współczesnej", gdzie miałam okazję obejrzeć prace malarskie i rzeźbiarskie wyświetlane w prezentacji przygotowanej przez wykładowcę. Dzięki temu happeningowi pogłębiłam znacznie swoją wiedzę na temat kultury żydowskiej, dowiedziałam się wielu ciekawych informacji, zobaczyłam szereg niesamowitych dzieł inspirowanych przeżyciami żydów w obozach koncentracyjnych, gettach. 


Pierwsze zdjęcie jest mojego autorstwa, drugie pochodzi ze strony: http://www.echodnia.eu/radomskie/

piątek, 14 kwietnia 2017

Recenzja filmu "Zielona mila"


                 Film "Zielona mila" (1999) w reżyserii Franka Darabonta powstał na podstawie powieści o takim samym tytule autorstwa słynnego pisarza- Stephena Kinga. Reżyser świetnie oddał klimat książki, tworząc wyśmienite, ambitne kino, pełen zaskakujących zwrotów akcji oraz psychologicznej analizy. Mimo że film ten trwa aż 181 minut, ani na chwilę nie czułam znużenia podczas jego oglądania. Cały czas trzyma w napięciu, a niejednokrotnie wywołuje też w widzu bardzo silne emocje, wzruszenie. John Coffey, czarnoskóry olbrzym, skazany na śmierć za zabicie dwóch dziewczynek, trafia do więzienia, dowodzonego przez Paula Edgecombe’a. Od samego początku wzbudza zainteresowanie w blok śmierci, nazwanym od koloru posadzki – zieloną milą. Bezwzględny morderca okazuje się upośledzonym umysłowo, wrażliwym uzdrowicielem. Moc Johna Coffey’a poznaje Paul Edgecombe, kiedy ten wyleczył go z zapalenia pęcherza moczowego. Natomiast pozostali strażnicy są świadkami przywrócenia do życia myszy, którą opiekował się inny więzień. W tym momencie pojawiają się wątpliwości, co do winy Coffey’a. Jednak Paul Edgecombe nie jest w stanie zmienić wyroku. John Coffey zostaje stracony na krześle elektrycznym.
Sami aktorzy świetnie wcielili się w swoje rolę i w pełni oddali emocje postaci. W roli Johna Coffey'a trudno sobie wyobrazić nie kogo innego jak Michael'a Clarka Duncana. Za tę kreację otrzymał on nominację do Oscara i wiele innych cennych nagród. Tom Hanks także znakomicie sprawdził się w roli Paula Edgecombe'a. 
                   Ten cudowny film polecam absolutnie każdemu. Naprawdę warto go obejrzeć. Skałania on do głębokiej refleksji na własnym życiem, postępowaniem. Zdecydowanie trwale zapamiętuje się jego przesłania, między innymi to, że mogą wśród nas żyć wyjątkowi ludzie, którzy zostali obdarzeni jakimś nietuzinkowym talentem, mimo to w szarej rzeczywistości, codziennej gonitiwe, często ich po prostu nie zauważamy. 



Źródło: Google Grafika, filmweb.pl 

piątek, 7 kwietnia 2017

21. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena

             Dnia 7 kwietnia w sali koncertowej w Zespole Szkół Muzycznych w Radomiu o godzinie 18.00 odbył się wiosenny koncert wielkanocny, który co roku organizowany jest przez wyżej wymienioną szkołę. Tegoroczna edycja została uświetniona przyjazdem Hong Kong Sinfonietty           w składzie Tseng Yu-chien- skrzypce, Hong Kong Sinfonietta, Yip Wing- sie- dyrygent. Ta jedna            z czołowych orkiestr w Hongkongu przyjechała do Radomia, aby zaprezentować takie utwory jak koncert skrzypcowy D-dur op. 61 (Allegro ma non troppo D-dur; Larghetto G-dur; Rondo. Allegro D-dur) i IV Symfonię B-dur op. 60 (Adagio Allegro vivace; Adagio; Menuetto. Allegro vivace Trio. Unpoco meno Allegro; Allegro ma non troppo). Z fantastyczną orkiestrą przyjechał również wybitny tajwański skrzypek Yu-Chien (Benny) Tseng, w błyskawicznym tempie buduje on międzynarodową pozycję wspaniale zapowiadającego się młodego solisty, cenionego za "wdzięk, opanowanie                  i zawrotną wirtuozerię". Artysta gra na unikatowych skrzypcach Giuseppe Guarneriego del Gesu           z 1732 roku Ex "Castelbarco- Tarisio", wypożyczonych przez Fundację Kultury Chi-Mei                     na Tajwanie. Drygentka, która przyjehała wraz z orkiestrą i Tsengiem, czyli pani Wing-sie Yip to bardzo szanowana, wpływowa postać na azjatyckiej scenie muzyki symfonicznej, ukończyła m.in. Royal College of Music w Londynie, jest laureatką wielu prestiżowych nagród. Mimo że muzyka zaprezentowana na koncercie nie należy do najłatwiejszych i nie każdy potrafi docenić jej piękno, bardzo mi się spodobała i wprawiła mnie w iście wiosenny nastrój. 




Wszystkie powyższe zdjęcia zostały wykonane przeze mnie

sobota, 1 kwietnia 2017

Przez Hiszpanię i Amerykę Południową- koncert Carmen Azuar w ZSM w Radomiu

            Dnia 24 marca w Zespole Szkół Muzycznych w Radomiu w sali koncertowej odbył się cudowny koncert pani Carmen Azuar, której towarzyszył gitarzysta Tomasz Kaszubowski. Pochodząca z Alicante hiszpańska artystka oczarowała mnie swoją grą na charango (niewielkim andyjskim instrumencie dziesięciostrunowym, podobnym do mandoliny), kastanietach oraz przepięknym śpiewem. Koncert ten był niczym podróż przez Hiszpanię, Kubę, Kolumbię, Peru i inne państwa Ameryki Południowej. Mieszkająca już od lat 90. ubiegłego wieku, Carmen, sama zapowiadała swoje utwory, uprzednio opowiadając do nich różne zabawne anegdotki, historie związane z ich powstaniem, a także tłumacząc, jakie jest ich prawdziwe przesłanie. Wszystkie piosenki były melodyjne, nastrojowe, z przyjemnością wsłuchiwałam się w każdą z nich. Miałam okazję wysłuchać argetyńskiego tango, hiszpańskiego bolero, walca peruwiańskiego, zamby argentyńskiej, sevillanas, czyli tańca flamenco, niezwykle popularnego w całej Hiszpanii. Koncert bardzo mi się podobał, podobnie zresztą jak reszcie publiczności, która gorąco oklaskiwała artystów, którzy nie odmówili zagrania trzech bisów, w tym jednej polskiej piosenki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję wybrać się na występ w podobnym klimacie. 



źródło: http://www.muzycznaradom.pl